sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 11

Pov Emma


Obudziłam się bo było mi strasznie gorąco. Nie wiedziałam co jest tego przyczyną. Zaczełam się wiercić ciągle nie otwierając oczu. Czułam ciężar na moim brzuchu ale nie zwróciłam na to uwagi, pewna że jest to kołdra. Gdy po kilku następnych nie udanych próbach dowiedzenia się co jest powodem mojej pobutki zirytowana otworzyłam oczy, lecz od razu pożałowałam bo w pokoju było strasznie jasno. Pewnie zapomniałam zasłonić okna, Westchnełam cieżko i tym razem powoli uchyliłam powieki przyzwyczajając się do światła. Gdy już moje oczy mogły w miarę ogarną pomieszczenie zauważyłam że to nie jest mój pokój. Na domiar złego strasznie mnie głowa napierdala.

Co ja wczoraj robiłam?

Pamiętam tylko że cały dzień spędziłąm u Horana i nie było najgorzej. Mogę nawet powiedzieć że świetnie się bawiłam, jak nigdy, ale znowu się upiłam.  Przynajmniej nie sama jak mam w zwyczaju. Próbowałam się podnieść ale coś mi nie wyszło. Spróbowałam drugi raz i trzeci z tym samym skutkiem. Zirytowana spojrzałam na powód mojego teraźniejszego stanu. Drodzy ludzie pan Horan leżał na mnie prawie całym swoim całym niedokońca lekkim cielskiem. Przylepił się do mnie jak małpka do drzewa. Zaczełam powoli odrywać jego silne ramiona ale z każdym moim ruchem jego uścisk zwiększał się i bardziej się wtulał w mój brzuch. Mimo że było to słodkie, bo wyglądał tak bezbronnie i uroczo ale ciągle nie pozwalał mi wstać z tego cholernego łożka. Próbowałam go zepchnąć ale znów się nie udało. Zirytowana zaczełam go lekko klepać po twarzy, przystojnej twarzy.

-Niall.... Obudź się....- szeptałam mu do ucha. Ten zaś mruknoł coś pod nosem i przekręcił głowę w drugą stronę. Normalnie jak z dzieckiem. Poddałam się i ułozyłam w miarę wygodnej pozycji na jaką on mi pozwalał.

Jestem ciekawa jak by to się potoczyło gdybym wtedy nie spotkała chłopaków. Czy dalej mieszkałabym z matką i Tomem... A może już nie byłoby mnie na tym pieprzonym świecie. Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego matka pozwalała Tomowi TO robić ze mną. Przecier byłam, jestem jej dzieckiem, a ona tak poprostu na to patrzyła i nic nie robiła. Może bała się że on od niej odejdzie? Ale żeby pozwalać mu na takie coś? Nigdy nie była dobrą matką, ale w tamtym czasie na prawdę przegieła. Ciekawe czy wogle zobaczyła że mnie nie ma w domu. Jedna głowa mniej do wykarminia. Tęskni za mną? Może martwi się? Czy zostawiła tamtego chuja i żyje sama? Czemu na to pozwalała? Czy gdyby nie było Toma to bylibyśmy normalną rodziną? Czy byłaby dobrą matką? Albo czy ona kiedykolwiek mnie kochała? Takie pytania krążą mi po głowie od długiego czasu. Gdybym tamtej nocy nie spotkała chłopaków nie wiem co by się ze mną stało.

Biegłam cała rozczęsiona i zapłakana ciemną uliczką. Gdy zauwarzyłam że jestem daleko od tego strasznego domu, zwolniłam kroku i osunełam się po ścianie. Zaczełam spazmatycznie płakać. Ciągle miałam przed oczami jego oczydliwą twarz kiedy dochodził, ciemne oczy płynące pożądaniem i podnieceniem, usta które układały się w pełnym satysfakcji uśmiechu gdy widział moje łzy i  ból jaki mi sprawiał.

Chciałam zmyć cały brud i dotyk tego choletnego sukinsyna. Dzisiaj pierwszy raz mu się postawiłam, odmuwiłam, czułam strach ale wiedziałam że to musi się skończyć. Od miesiąca jestem spakowana i tylko czekam na odpowiedni moment. Jutro już ten dzień. Ucieknę, odejdę, zniknę z tego cholernego piekła. Dziś obchodziłam moje małe zwycięstwo. Postawiłam się mu. Uśmiechnełam się przez łzy gdy przypomnę sobie szok wymalowany na twarzy gdy krzyknełam żeby mnie zostawił. Niestety tylko przez moment. Po chwili znów się kpiącą uśmiechnoł i zaczoł swój dzienny rytułał czyli gwałcenie mnie. Jednak dziś nie miałam siły. Moja siła się skończyła. Zaczełam się rzucać, i prawie od razu pożałowałam. Uderzył mnie kilka razy i zaczoł krzyczeć, jednak to mnie niezniechęciło tylko podsyciło wolę walki. Szkoda że tylko na chwilę. Gdy ze mną skończył nie mogłam się ruszać. Leżałam na ziemi strasznie pobita i zgwałcona, a na dole było słychać śmiechy mojej matki i Toma. Ledwo wstałam, prawie się przewróciłam ale nie poddałam się. Właśnie tak teraz znajduję się pod ścianą w ciemnym zaułku wypłakując swoje brązowe oczy. 

Chwiejnym krokiem wstałam i ruszyłam chodnikiem, obojętna na otoczenie. Po jakimś czasie zaczeło padać. Nie nie padało, lało z nieba jak z cebra. Chyba pogoda jest w moim nastroju. Powoli szłam czując na sobie krople zimnego deszczu. Na ulicach były pustki. Co się dziwić przecier jest noc, kto normalny chodzi o tej porze na dworze w dodatku w taką ulewą. No właśnie nikt, chyba że świerzo zgwałcona i pobita dziewczyna czyli ja. Szłam przed siebie nie patrząc w tył. Nie skapnełam się nawet że znalazłam się na ziemi, gdy na kogoś wpadłam.

-Przepraszam, nie zauwarzyłam cię- powiedziałam cicho zachrypniętym głosem od płaczu i najszybciej jak się dało wstałam i chciałam odejść lecz osoba na którą wpadłam złapała mnie za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę. Spuściłam głowę na dół i przyglądałam się swoim ponieszczonym trampką.

-Co taka śliczna dziewczyna robi w środku nocy, w deszczu na dworze? - spytał ciężki bryton. Wzdrygnełam się lekko, gdy usłyszałam jaką moc ma ten głos. Stałam tam cicho nic nie odpowiadając. Delikatnie chwycił mój bodbrudek i podniósł go do góry. Niepewnie i ze strachem wypisanym na twarzy uniosłam wzrok i spojrzałam na niego.

-O boże! Co ci się stało?! - usłyszałam inny głos. Trochę bardziej piskliwy ale ciąglę męski. Zażenowana chciałam spuścić głowę ale slina rękę mi nie pozwoliła. 

-Kto ci to zrobił?- spytał pierwszy głos chłopaka który mnie teraz trzymał. Pokręciłam lekko głową. Chłopak westchnoł ciężko i znowu spróbował.

-Pomożemy ci. Tylko musisz nam powiedzieć

-Nawet mnie nie znacie, a ja nie znam was- wydobyłam z siebie ciche zdanie, a może stwierdzienie,  ale cud że się odezwałam

-Ale chcemy ci pomóc- dopowiedział i poparł jeszcze inny głos. Ciągle stałam cicho. 

-To powiedz jak się nazywasz

-Emma- mruknełam cicho. Ten się lekko uśmiechnoł

-Ja jestem Sam , to jest Calum- pokazał na chłopaka z ciemną karnacją i czarnymi jak smoła włosami. Wyglądał trochę jak azjata ale nie wiem - to Ashton, ale mów na niego Ash - spojrzałam na chłopaka, wysoki blondyn, chyba czekoladowe oczy - to Luke- blondyn z kolczykiem w wardze i oczami niebieskimi jak ocean- a to jest Michael- jemu najdłużej się przyglądałam, miał niebieskie włosy z czerwonymi pasemkami, wysoki, nie mogłam dostrzec koloru oczy przez grzywkę chłopaka. 

Uśmiechnełam się do nich nie pewnie i wyszeptałam ciche "Hej"

-Siema! - krzyknoł chyba Michael i się na mnie rzucił, mocno przytulając. Stałam tam zszokowana tym nagłym gestem, bo przecierz czy to normalne? Przed chwilą mnie poznał, a już przytula.

-Jestem Michael, ale mów mi Mikey- powiedział uśmiechnięty- albo Miki, jak Myszka Miki - dodał. Uśmiechenłam się lekko do niego.

-Stary odsuń się od niej. Nie widzisz, że się boi?- wytknoł mu blondyn z kolczykiem, Luke jak się nie mylę

-Nie boję się- powiedziałam hardo

-No widzisz? Nie jestem taki straszny- wytknoł mu język

-Dobra, dobra- przerwał im Sam- skoro już się znamy, to opowiedz nam co ci się stało?- zwrócił się do mnie

-Chce się wam tego słuchać?- spytałam z nadzieją że odpuszczą

-Jasne, że tak! Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna być traktowana jak do teraz- powiedział Ashton - powinnaś była być uśmiechnięta, i kąpana w kwiatach - dodał z uśmiechem. Zarumieniłam się na jego słowa, a on się zaśmiał razem z chłopakami.

-Muszę? - jęknełam cicho, wiedząc że przegrałam

-Tak musisz- odparł pewnie Calum, który do teraz siedział cicho

-Okej - szepnełam niepewnie

-Idziemy- zarządził Sam i objoł mnie ramieniem. Stałam tam zdezoriętowana

-Gdzie? - spytałam zdziwiona

-Jak to gdzie? Chcesz z nami rozmawiać na środku chodnika, w deszczu? - powiedział sakrastycznie Sam

-No nie ale... 

-NIe ma ale idziemy do naszego domu, tam damy ci coś do przebrania i pogadamy- przerwał mi Mikey a wszyscy mu przytakneli. Niepewna zgodziłam się szłam obok Sama czasami spoglądając na resztę chłopaków. 

-Jeszcze 5 minut - szepnoł mi do ucha chłopak widząc moje zmęczenie.

Tak jak powiedział po określonym czasie znaleźliśmy się przed wielkim domem, nie nie domem to była willa. Nie przesadzam. Dom biały, do drzwi prowadziła wąska ścieszka z kamyszków, na około domu były posadzone choinki, może tuje nie wiem nie znam się na drzewach. Wielki garaż z boku domu rzucał się w oczy.

Powoli podążyliśmy tą ściażką do domu. Luke wyciągnoł klucz z tylniej kieszenie i otworzył drzwi do pałacu. Niepewnie weszłam do środka i stanełam w szkou na wygląd wnętrza. Wszytko wyglądało jak po królewsku. Ściany były jasne, z złotymi zdobieniami, meble pewnie z wyższej rangi. 

Poczułam lekkie pchnięcie w plecy. Odwróciłam się i zobaczyłam Michaela który wskazyje mi drogę do salonu. Podążyłam za resztą przyglądając się każdemu detalowi domu. Salon był tak samo niesamowity jak hol. Na środku pomieszczenia stała duża, czarna kanapa, przed nią był tego samego kolory stolik. Na ścianie wisiał telewizor, pod nim była komoda prawdopodobnie z filmami lub czymś takim i wierza z głośnikami. Ściany były koloru biało czarnego, wszytko pasuje do siebie jak ulał. Widać było schody prowadzące na górę, i drzwi chyba do kuchni. 

-Czekaj dam ci coś do przebrania okey?- spytał mnie Luke. Pokiwałam tylko głową nie mogąc nic z siebie wydusić. Ashton poszedł zrobić nam herbatę a reszta siedziała na kanapie przyglądając się mi. Nie powiem ale było to strasznie krępujące. Po chwili do pokoju wpadł Luke z białą koszulką z czaszką, bokserkami i spodenkami koszykarskimi. Podał mi ubrania i zaprowadził do łazienki.

-Weź prysznic i się przebierz. - powiedział do mnie - w szafce masz czyste ręczniki, na półce masz szmpon i jakiś żel, hmmm gąbka leży na umywalce. To chyba wszystko. Jak skończysz to wołaj - dokończył i wyszedł z pomieszczenia. Łazienka również była w ciemnych kolorach co dodawało takiego nastroju.

Nie przyglądając się dokłądnie, zrzuciłam z siebie swoje ubrania i weszłam pod
 prysznic. Puściłam wodę i rozkoszowałam się ciepłem jakie dawała. Po 10 minutach wziełam żel i umyłam całe ciało, to samo zrobiłam z włosami. Spłukałam pianę i wyszłam owijając się ręcznikiem. Szybko wytarłam się bo zaczeło robić mi się zimno. Ubrałam ciuchy przyszykowane przez Luka i powoli wyszłam z łazienki poprzednio gasząc światło. Poszłam do salonu gdzie panowała napięta cisza. Wziełam głęboki oddech i weszłam do pomieszczenia....

 Spieprzyłam... Pisałam na telefonie może dlatego ale wiem że spieprzyłam. Postaram się żeby następny był lepszy xx

6 komentarzy:

  1. Biedna... :'(
    Rozdział genialny! Czekam na następny! ;* Weny! ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział !! nie spieprzyłaś... Ale ona przeżyła :'( czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty rozdział!! kocham to opowiadanie :*** czekam na nexta <3 weny kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Danielle, Harry, Josh, Taylor, Calum, Niall, Eleanor, Michael, Louis, Luke, Perrie, Liam, Ashton, Jade oraz Zayn chodzą do najbardziej znanej i polecanej szkoły w Londynie, inaczej mówiąc do London University on the Gold Street. Do tej samej placówki uczęszcza niejaka Ashley Benson, dziewczyna wyśmiewana, szykanowana i mieszana z błotem. Od zawsze była obiektem drwin i zaczepek. W 2012 roku w ostatni dzień wakacji Perrie oraz Zayn organizują imprezę na uczczenie minionych dwóch miesięcy. Za namową Jade oraz Taylor zjawia się tu również garstka innych osób a nawet..Ashley. Kilka minut przez zakończeniem 'dyskoteki' panna Benson zostaje publicznie upokorzona. Na jej głowie ląduje wielki tort, zostaje obrzucona pierzem oraz wepchnięta do basenu. Blondynka nie wytrzymuje i gdy tylko opuszcza wodę wykrzykuje każdemu to co o nim myśli. Mówi to co kumulowała w sobie od prawie trzech lat. Kilka minut później rzuca się biegiem i opuszcza posesje Malika. Staje na ulicy i na jej nieszczęście nie zauważa czarnego Land Rovera, którym przyjechał lekko spóźniony Harry oraz Niall. Dziewczyna po kilku sekundach leży przygnieciona kołami. Całe towarzystwo wpada w panikę, kilka osób już uciekło z miejsca wypadku. Louis oraz Zayn pod wpływem strachu pakują ciało blondynki do auta i z procentami we krwi jadą do lasu. Przy Tamizie cała piętnastka przyrzeka że zostanie to ich tajemnicą. Liam oraz Josh wrzucają poharatane zwłoki do lodowatej wody. Ostatni raz patrzą za siebie i wracają do swoich aut. Ashley Benson zostaje uznana za zaginioną.
    Rok później, pierwszego września odbywa się rozpoczęcie roku szkolnego. Od razu po zakończeniu dnia cała paczka przyjaciół umawia się na wypad za miasto na następny tydzień. Gdy wszystko jest ustalone Josh jako pierwszy opuszcza mur szkolny. Przechodzący przez ulice chłopak nie zauważa pędzącego ciemnego auta i zostaje potrącony. Sprawca wypadku ucieka, zostawiając bruneta samego sobie. Każdy wpada w szał. W tym samym czasie Louis, Ashton, Danielle, Taylor, Harry, Michael, Niall, Luke, Eleanor, Zayn, Calum, Jade, Liam oraz Perrie dostają anonimowego sms'a.
    "Jeśli nie chcecie by was spotkał taki los miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Każdy dzień może być waszym ostatnim. ~A.
    Ps. Wiem co stało się rok temu."
    Na początku każde z nich uznaje to za zwykły żart a śmierć swojego przyjaciela za zbieg okoliczności. Jednak niewyjaśnione wypadki i morderstwa przekonują nastolatków że to nie tylko zwykły zbieg wydarzeń. To walka o życie i odkrycie prawdy.

    http://one-two-three-you-die.blogspot.com/

    Zapraszam, może ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń